Wybraliśmy się do Nerji w ostatni weekend ponieważ miało być to podobno jedno z najpiękniejszych miasteczek w okolicy. Dzieliło nas od niego tylko 40 minut jazdy samochodem, a że jestem strasznie przeziębiona to nie chciałam jechać nie wiadomo gdzie i ryzykować pogorszeniem choroby. Wynajęliśmy samochód poprzez wypożyczalnię Goldcar, której mega nie polecam. Auto wydawane jest na ulicy i przy odbiorze nie można go dokładnie obejrzeć, a że jest wydawane w stanie po przejściach to liczy się na to że wydający spisze wszystkie rysy. Nie. Kiedy oddawaliśmy auto okazało się że jest jakaś rysa na drzwiach (której nie zrobiliśmy) a której gość nie wpisał w kajet i naliczyli nam karę 200 euro. No cóż. Generalnie prześladuje nas ostatnio niezły pech, wiec to była taka wisienka na torcie beznadziejnego weekendu. Ale do rzeczy, wracając do Nerji. Miasteczko położone jest nad morzem na wzniesieniach, co gwarantuje nieziemskie widoki. Ukształtowanie terenu sprawia, że jest tam bardzo ciepło. W Maladze 19 stopni, a tam 23 i naprawdę wiosna. Byliśmy w sobotę więc nie dziwi fakt, że trafiliśmy na zatrzęsienie turystów. Naprawdę, nie dało się przejść. Do tego były to raczej osoby starsze przeciwko którym nic nie mam, ale wiecie nie zrobiło to takie fajnego klimatu temu miasteczku. Ot takie turystyczne piekiełko pełne turystycznych knajp pizzerii i niemiłej obsługi. Na pewno ktoś z Was trafił na lepszy moment Nerji, ale ten styczniowy dzień nie był takim. Samo miasteczko niezwykle piękne: białe budynki, piękne kwiaty, palmy, cudowne tarasy widokowe i dzikie skaliste plaże. Myślę, że odwiedzając Andaluzję warto tu wpaść na pół dnia. Teraz na 3 dni wyjechali tam nasi przyjaciele, więc dopytamy ich po powrocie o wrażenia. Niesamowita jest ta Malaga powiem Wam, w życiu na wyjeździe nie poznaliśmy tylu ludzi. Może to ta atmosfera może jakiś tutejszy klimat, ale naprawdę nie możemy narzekać na ludzi bo mamy do nich tutaj szczęście.
