Palm Springs. Ukochane miejsce Hollywood. Oddalone od Los Angeles o dwie godziny jazdy samochodem, co pozwalało nawet gwiazdom zakontraktowanym na film uciec na krótki urlop (zazwyczaj w kontrakcie zapisane jest, że gwiazda nie może oddalać się od studia dalej niż właśnie 2h jazdy samochodem). Mnie zachwyciło. A nie spodziewałam się tego. Pustynia, góry, palmy, kaktusy i wiatraki. Ale najcudowniejsza okazała się architektura z lat 50′, 60′ i 70′. Totalny zachwyt. Niskie domy, niezwykły design restauracji i hoteli, wakacyjny klimat. A do tego Palm Springs słynie z całorocznej świetnej pogody i gorących źródeł. Wybór hotelu był dla mnie trudny, gdyż Palm Springs słynie z niezwykłych i wyróżniających się miejsc. Te, które najbardziej mi się spodobały znajdziecie w przewodniku po Palm Springs, bo dzisiaj tekst poświęcam Sparrows Lodge. Miejscu, w którym zatrzymaliśmy się na 2 dwa dni i które zostawialiśmy z ciężkim sercem.
Oryginalnie to miejsce powstało w 1952 jako Castle’s Red Bar i należało do aktora Dona Castle’a i jego żony Zetty. Służyło jako ekskluzywny dom wakacyjny dla hollywodzkich elit. Odbyło się tam kilka słynnych ślubów i uroczystości. Dom został całkowicie wyremontowany w 2013 roku i od tego czasu jest hotelem. Miejsce przyciągnęło mnie niezwykle pozytywnymi opiniami oraz wnętrzem. Drewno, ogień, skóra, zieleń i oryginalny design. Na miejscu okazało się, że przepiękne baseny wpisane w przestrzeń to ciepłe źródła. Obsługa była niezwykle pomocna, a jedzenie przepyszne. Pokoje są przestronne i wygodnie urządzone. Każdy ma ogród z tyłu oraz taras z przodu. My dostaliśmy pokój z bezpośrednim wejściem do ciepłego basenu, w którym przesiadywałam non stop. Zważywszy na to, że Palm Springs odwiedziliśmy w listopadzie, a wieczory były już chłodne (20 stopni) to przesiadywanie w temperaturze 38 stopni w wodzie było niezwykłym, wręcz kojącym doświadczeniem. Do tego ogniska, grzaniec, mam cudowne wspomnienia z tego miejsca. Sparrows Lodge przyciąga bardzo ciekawych gości. Głównie nowojorczyków szukających spokoju. Nie spotkaliśmy tam nikogo wiszącego nad telefonem. Goście głównie czytali i relaksowali się w ciepłych źródłach. Obiekt jest bardzo kameralny, każdy znajdzie miejsce dla siebie. Moim ukochanym wspomnieniem będą wieczorne ogniska z książką, goście siedzieli blisko siebie ogrzewając się ciepłem płomieni, prowadzili rozmowy lub czytali. Super.
W Sparrows Lodge raz w tygodniu odbywają się legendarne kolacje THE BARN serwowane przez chefa Gabriela Woo. Można wziąć w nich udział nie będąc gościem hotelu.
Przechodząc do kuchni, ta w Sparrows Lodge jest świetna. Śniadanie serwowane są na barze, do wyboru jest masa ciepłych i zimnych specjalności regionu. Pyszna kawa w metalowych kubkach, wybór mleka roślinnego. Bar działa przez cały dzień, w luźnej atmosferze można zamawiać zarówno napoje jak i pyszne dania z karty.
Jeśli chodzi o atmosferę miejsca, kameralność, podejście obsługi to było to na pewno jedno z najbardziej wyjątkowych miejsc jakie odwiedziłam.